niedziela, 2 września 2012

Ukryta prawda.

Stałam w samej koszuli i przyglądałam się wschodzącemu słońcu. Z okna naszej sypialni roztaczał się piękny widok na ruchliwe ulice Londynu. Mimo wczesnej pory, na jezdni było pełno samochodów zmierzających w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Czemu nie śpisz? - szepnął Liam, obejmując mnie i opierając podbródek na moim ranieniu.
- Podziwiam widoki. - odparłam.
- Racja, jest co podziwiać. - powiedział i pocałował mój kark.
- Wiesz, zabrzmiało to trochę dwuznacznie. - oparłam się o niego.
- Mmm... - mruknął z nosem wtulonym w zagłębienie mojej szyi. - Bo miało. 
- Czy ma pan jakieś nieprzyzwoite myśli, panie Payne? - spytałam uwodzicielsko.
- Ależ owszem, panno Rossthon. - zaśmiał się. - Całą masę. Mogę nawet niektóre zaprezentować.
- Czy ja wiem... - odsunęłam się  się od niego i poszłam w kierunku drzwi.
- Tak łatwo mi nie uciekniesz. - podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce.
- Jaskiniowiec. - krzyknęłam.
- Ale twój. - odparł. - Do twarzy ci w mojej koszuli.
- Dziękuję, mi też się ona podoba. 
Zaniósł mnie do łóżka. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Liam powoli zdejmował ze mnie koszulę.
Składał pocałunki na mojej szyi, gryz obojczyk, głaskał biodra...
- Jesse! Śniadanie! - wrzasnął Mike.
Otworzyłam oczy i zapatrzyłam się na ścianę.
A więc to był tylko sen. Albo raczej wspomnienie, które mi się śniło.
Cóż, snów erotycznych to ja jeszcze nie miałam, ale za to jaki cudowny on był.
Taa, mój mózg płata mi figle nawet we śnie.
Tak, cholernie tęsknię za Liamem i tak, kocham go jak wariatka. Owszem, seks z nim był cudowny, ale to już przeszłość. Pogódź się z tym, Jesse.
Nie chętnie zwlokłam się z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Potem ubrałam się w to <klik>. Miałam dziś wolne, więc nie musiałam się dziś nigdzie spieszyć. Poza tym nie miałam zamiaru na razie wychodzić z domu.
Poszłam do kuchni, gdzie Michael kończył jeść śniadanie - naleśniki z nutellą. Mniam, moje ulubione.
- Zostawiłeś coś dla mnie? - spytałam.
- Nie, twoją porcję zjadłem. - odpowiedział z uśmiechem. - Ale zostawiłem trochę dla Taylora.
- Ooo, jak miło z twojej strony. Mój syn na pewno się ucieszy. - kiwnęłam głową i podeszłam do talerza pełnego grubych, typowo amerykańskich naleśników. - Dzięki.
- Nie ma za co. - wstał i zaniósł talerz do zlewu. - Ja już muszę iść do galerii. Będę koło... koło 19.
- Okej. - odparłam. - Gotować kolację?
- No jakbyś mogła. - podszedł do mnie i przytulił. - Do wieczora, Jesse. - pogłaskał mnie po brzuchu. - A ty bądź grzeczny i słuchaj się mamy.
Zaśmiałam się.
- Uważaj, bo cię posłucha. - powiedziałam z sarkazmem.
- No ba. - wyszczerzył się do mnie.
Schylił się po torbę i wyszedł z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i wróciłam do kuchni. Wyciągnęłam talerz z kredensu i położyłam na nim naleśnika, posmarowałam go nutellą i przełożyłam kolejnym. Powtórzyłam tę czynność jeszcze kilka razy, także powstał mi mini torcik z pięciu naleśników. Mmm... uwielbiałam to. Kiedy byłam mała mama robiła mi takie naleśniki na śniadanie, zazwyczaj kiedy miałam urodziny, albo na Boże Narodzenie.
Właśnie miałam ugryźć moje pyszne śniadanko, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Czyżby zapomniał kluczy? Wiecznie się gdzieś spieszy. Wstałam i poszłam otworzyć.
Byłam tak pewna, że to Mike, że nawet nie sprawdziłam w wizjerze, tak dla pewności. I to był błąd.
W drzwiach stał Liam. Już prawie zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem, ale w ostatniej chwili zablokował je stopą. Oj musiało zaboleć. I dobrze mu tak.
- Co chcesz? - spytałam.
Nieprędko mi odpowiedział, gdyż jego uwaga był skupiona na moim wydętym brzuchu. Cholera, że też akurat dzisiaj nałożyłam bardziej przylegającą bluzkę.
- Hmm... - mruknął. - Możemy pogadać?
- Nie odpuścisz sobie? - pokręcił głową. - To wejdź.
Przepuściłam go w drzwiach. Zamknęłam je za sobą i poszłam do kuchni.
- Chcesz naleśniki? Jeszcze ciepłe. Właśnie miałam jeść.
- Chętnie.
Usiadł przy stole, a ja podłam mu talerz i też usiadłam. Zabrałam się za jedzenie.
Przez chwilę jedliśmy w ciszy.
- To o czym chciałeś rozmawiać?
- Dobrze wiesz o czym. - odparł. - Dlaczego odeszłaś?
- Bo tak chciałam. - uniósł brwi. - Bo musiałam.
- A co cię zmusiło?
Przepraszam Mike, że cię w to mieszam, ale inaczej on będzie drążył. - pomyślałam.
- Pamiętasz nasz ostatni wspólny wyjazd? - skinął głową. - Mieliście wtedy próbę. Poszłam odwiedzić Michaela. - pójdę za to do piekła. Wszystko we mnie krzyczało, żebym tego nie mówiła, ale ja brnęłam dalej. - Nie będę owijać w bawełnę. Przespałam się z nim. - powiedziałam to patrząc mu prosto w oczy. - To był jednorazowy wyskok.Wtedy nie potrafiłam ci tego powiedzieć, nie byłam w stanie sobie tego wybaczyć, dlatego zostawiłam list i wyjechałam. Koniec historii.
- Jesteś w ciąży? - spytał poważnie. - Tylko bez żadnych wykrętów. Chcę znać prawdę.
- Tak. - westchnęłam. Jakoś straciłam apetyt.
- Z tego co pamiętam, uprawialiśmy seks podczas tego wyjazdu. - stwierdził Liam. - I to nie raz i nie dwa. Skąd więc masz pewność, że to Michael jest ojcem dziecka?
No to się wkopałam. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
- Ja wiem, że to dziecko Mike'a. Miałam robione badania prenatalne i przy okazji zrobiłam test na ojcostwo. Wynik był jednoznaczny. - westchnęłam. - Liam, to nie ma sensu. Po co drążyć temat. Każdy z nas ma swoje życie, po co niepotrzebnie je komplikować? Spotykasz się teraz z Danielle. Wyglądacie na szczęśliwą parę. Zadbaj o ten związek. Skup się na teraźniejszości, a nie na przeszłości.
Nie mogłam usiedzieć w miejscu, dlatego wstałam i poszłam się napić soku.
- Chcesz trochę?
- Nie, dzięki. - odparł. - To nie było dobre rozwiązanie. Ja... powinienem wiedzieć o tym wcześniej. Jak to jest możliwe, że jesteś w ciąży z Mikem, skoro z nim przespałaś się tylko raz, a ze mną sypiałaś regularnie. Moim zdaniem, coś tu nie gra.
 - Zrządzenie losu? Może teraz będziesz mi próbował wmówić, że to twoje dziecko? - wtedy zaczęłam się śmiać.
- Co cię tak bawi? - Liam zmarszczył czoło.
- Sama nie wiem. - chichotałam dalej. - Przepraszam, ale buzuję hormonami.
Jednak po chwili zamilkłam, przytknęłam dłoń do brzucha i spojrzałam na Liama. Jego mina była komiczna.
- Nic ci nie jest? - podszedł do mnie. - Może wezwać lekarza?
Złapałam go za rękę i przytknęłam do swojego brzucha.
- Czujesz? - szepnęłam.
- Dziecko się rusza. - odparł ze zdziwieniem.
Miałam łzy w oczach. Nareszcie czułam pierwsze ruchy.
- Który to już miesiąc?
- Koniec czwartego, początek piątego.
- Znasz już płeć dziecka?
- Tak, będę miała syna.
- Gratuluję.
Spojrzałam na jego twarz. Staliśmy blisko siebie, niemal stykaliśmy się nosami. Nie wiem co mnie podkusiło, ale pocałowałam go. Chwilę stał zaskoczony, ale zaraz zaczął mnie całować.
Kilka minut później uświadomiłam sobie co robimy. Oderwałam się od niego jak oparzona.
- Przepraszam, nie powinnam cię całować. Cholera. - przypomniało mi się co mówił lekarz. Mogę mieć wzmożony apetyt na seks. No pięknie. - To się więcej nie powtórzy. - powiedziałam stanowczo.
- Spokojnie. Nie mam ci tego za złe.
- Dlaczego w ogóle przyszedłeś?
- Nie czytałaś smsa? Napisałem ci, że chcę porozmawiać i że przyjdę rano.
- Zapomniałam sprawdzić telefon.
- Zdarza się.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Pamiętałaś.
Skinęłam głową. Zabrzęczał jego telefon. Szybko przeczytał wiadomość.
- Muszę już iść. Zastanawiają się gdzie przepadłem. Dziękuję za naleśniki i rozmowę. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - przytulił mnie. - Dbaj o siebie. Do zobaczenia.
- Cześć. - szepnęłam. Odprowadziłam go do drzwi. Zamknęłam je i oparłam się o nie. - Co ja najlepszego narobiłam? - zaszlochałam.

Wracałem do hotelu. Nie wiedziałem co myśleć o tym co powiedziała Jesse, ale jedno wiem na pewno - skłamała. I co do powodu zerwania, i co do tego kto jest ojcem dziecka.
Faktycznie odwiedziła wtedy Michaela, ale podczas tego wyjazdu zachowywała się normalnie. Dopiero w połowie czerwca zaczęło coś być nie tak. Jeszcze jedno się nie zgadzało. Skoro był to koniec czwartego, początek piątego miesiąca, to w ciąże musiała zajść wcześniej.
Po chwili wiedziałem już kiedy to było. Musiała zajść w ciążę pod koniec kwietnia. Nasza rocznica. No tak. Wyjechaliśmy z miasta, byliśmy tylko we dwoje, nikt nam nie przeszkadzał...
Stanąłem jak wryty. Będę ojcem.
Ta myśl był jak grom z jasnego nieba.
Zacząłem dalej iść. Jesse nieświadomie dała mi najpiękniejszy prezent na urodziny.
Uśmiechnąłem się. Będę miał syna.
Uświadomiłem sobie, że umknął mi jeden szczegół - spotykam się teraz z Danielle.
Kocham ją i... Jesse też kocham. Nie mogę mieć ich dwóch.
Będę musiał podjąć decyzję, ale jeszcze nie teraz.
Porozmawiam z Niallem, może on doradzi mi coś sensownego. Tak, to dobry pomysł.
Wszedłem do hotelu i skierowałem się do windy.
Pora się zmierzyć z teraźniejszością. Zapowiadają się interesujące urodziny.

2 komentarze:

  1. Rozdział zajebisty !
    Liam wreszcie wie ! Teraz będzie jeszcze ciekawiej !
    Czekam na nn !

    OdpowiedzUsuń