Siedziałem na ławce w Central Parku i przyglądałem się spacerującym ludziom. Sam nie wiem, jak tu trafiłem. Po prostu szedłem przed siebie, nie myśląc o niczym. Byłem tu od dwóch godzin i nie byłem ani o krok bliżej do podjęcia właściwej decyzji. Ktoś usiadł obok mnie, ale nie zwróciłem na to większej uwagi.
- Niezłe bagno, co? - usłyszałem po chwili.
Spojrzałem na osobę siedzącą obok.
- Trzeba przyznać, ciężki orzech do zgryzienia. - odparłem.
- Będziesz musiał wybrać.
- Wiem.
- Porządnie się zastanów, zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję. Spoczywa na was duża odpowiedzialność, ale nie kieruj się w tej sprawie rozumem. Moja mama kiedyś mi powiedziała, że są sprawy, w których należy kierować się sercem tylko i wyłącznie sercem, bo ono czasem więcej wie, niż sobie wyobrażasz. To jest właśnie taka sytuacja.
- A jeśli podejmę niewłaściwą decyzję?
- Jakoś to przeżyjesz. - odparł i wstał z ławki z zamiarem odejścia.
- Michael?
- Tak?
- Dzięki.
- Proszę.
*godzinę wcześniej w mieszkaniu Michaela*
Pora wstawać Jesse. Koniec leniuchowania. No już, do pracy trzeba się zbierać. Najpierw jedna noga, potem druga. O właśnie tak, a teraz zostawiamy w spokoju poduszkę i wstajemy. O tak, właśnie tak. Bardzo dobrze. A teraz zostaw w spokoju tą poduszkę i podnieś głowę. Nie masz całego dnia. Świetnie, a teraz rozbierz się i pod prysznic. Ooo, jak dobrze. Rozluźnij się. A teraz się wycieramy. Bosko, niema ręcznika. Kto w tym domu robi pranie?! No tak, ja.
- Mike! - krzyknęłam. - Przynieś mi ręcznik z suszarki!
- Nie ma go tam!
- Musi być!
- Ja go tu nie widzę!
- Bo jesteś ślepy jak kura nocą! - odwrzasnęłam. - Artysta od siedmiu boleści. - mruknęłam cicho. - Sprawdź w komodzie!
- Mam!
- To mi go przynieś!
Po chwili usłyszałam ciche kroki. Kocham Michaela jak brata, ale czasami był tak niemożliwie głupi, że moje pokłady optymizmu szybko znikały. Cóż, może to wina hormonów. Tak, z pewnością to hormony. Wytarłam się, ubrałam się w luźny top, niebieskie spodenki w białe groszki [LINK] i zjadłam śniadanie. Potem zwarta i gotowa wyszłam do pracy.
W pracy nie szło mi najlepiej. Cały czas się zastanawiałam, co zrobi Liam. Wiedziałam, że to dla niego ciężki orzech do zgryzienia. Najpierw od niego uciekam, on stara sobie ułożyć życie, a potem nagle widzi mnie i wywracam mu życie do góry nogami. Naprawdę źle się z tym czułam. Z drugiej strony Taylor nie powinien płacić za grzechy rodziców.
- Jesse, idź na zaplecze. To nic nie da, skoro nie możesz się skupić na tym co robisz. - powiedziała moja pracodawczyni.
Dla potwierdzenia swoich słów wskazała na moje ręce. Spojrzałam na nie i zobaczyłam różę bez łodygi, do tego na moich rękach były zadrapania po kolcach. Niektóre jeszcze krwawiły.
- Przepraszam, po prostu nie wiem co on zrobi.
- Powiedziałaś mu prawdę tak jak ci doradzałam? - skinęłam głową. - I jak zareagował?
- W miarę spokojnie. Fakt faktem był trochę zły, ale to dlatego, że od niego odeszłam. On... on powiedział mi, że miał zamiar mi się oświadczyć. - powiedziałam, patrząc niewidzącym wzrokiem na bukiet, który robiła Margaret.
Przerwała na chwilę i spojrzała na mnie z matczyną troską.
- Och, Jesse.
Westchnęłam.
- To nie ma w ogóle sensu. Moje życie nie ma sensu. Jedyne co mnie jeszcze trzyma przy zdrowych zmysłach to Taylor. - zadrżała mi dolna warga. - Kompletnie nie wiem co mam robić.
- Po pierwsze uspokój się. Nerwy tylko ci szkodzą. Po drugie, ...
Jednak nie dane było jej dokończyć, bo w kwiaciarni zjawił się Niall.
- Dzień dobry. Czy mógłbym zabrać Jesse na jakieś półgodzinki? - spojrzał błagalnie na Margaret. - To bardzo ważne.
- A kim jest ten czarujący młody człowiek? - uśmiechnął się delikatnie.
- To Niall, najlepszy przyjaciel Liama.
- Ach tak. Już rozumiem. Możesz ją wziąć nawet na godzinę i tak na razie nie mam z niej żadnego pożytku.
- Dziękuję. - powiedział i uśmiechnął się słodko.
Złapałam go za ramię i wyciągnęłam ze sklepu.
- To o czym chciałeś pogadać?
- Dobrze wiesz o czym. - westchnął. - Męczy mnie to. Czyje, że powinienem mu powiedzieć prawdę, ale... on się na pewno wścieknie. Przyjaciele nie robią sobie takich rzeczy.
- Na pewno nie będzie tak źle. - uśmiechnęłam się. - Zawsze można powiedzieć, że mam demoralizujący wpływ na ciebie.
Parsknął śmiechem.
- To mam mu powiedzieć: "Hej Liam, a tak przy okazji, pomogłem twojej byłej dziewczynie uciec od ciebie i od samego początku wiedziałem gdzie jest, bo utrzymywałem z nią kontakt." Zapewne byłbym już martwy.
- Przesadzasz. Co prawda, zapewne, będzie miał do ciebie pretensje, ale w końcu ci przebaczy. Poniekąd, to ja cię do tego zmusiłam.
- To nie ma sensu.
- Zresztą, on jest teraz z Danielle i jest z nią szczęśliwy. Może nie będzie się aż tak złościł.
- Tyle, że to ja go pocieszałem po twoim wyjeździe. - skrzywił się. - Z jednej strony robiłem wszystko, żeby ulżyć mu w tym cierpieniu, a z drugiej, sam mu go przysporzyłem. Tak nie powinno być.
Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu, aż usiedliśmy na ławce w Central Parku.
- Po prostu powiedz mu prawdę. W końcu ci wybaczy. - spojrzałam na bezchmurne niebo. - Liam nie jest mściwą osobą, a w porównaniu z tym, ile razy ja go okłamałam w sprawie ciąży, mojego wyjazdu czy moich uczuć co do niego, to to, co zrobiłeś, to nic. To jak przyrównywać kamyczek do gór.
- Okey, zrozumiałem. Dla odmiany pogadajmy o tobie. Jak się czujesz?
- Dobrze, tylko martwię się o Liama.
- Dlaczego?
- Nie wiem jaką podejmie decyzję. Martwię się o niego, bo tyle rzeczy spadło na niego naraz. Nigdy nie chciałam go postawić w sytuacji, w której musiałby wybierać. Naprawdę go kocham, ale jeśli to Danielle czyni go szczęśliwszym, to nie będę go zatrzymywać. Chcę tylko, żeby Taylor miał ojca, na którego zasługuje.
- Jednak chciałabyś, żeby do ciebie wrócił.
- To co chcę, tutaj się nie liczy. Ważne, żeby Liam podją właściwą decyzję.
- Czyli...
- Niall, ja naprawdę nie wiem. - westchnęłam. - Wszystko się niedługo okaże, a wtedy... zobaczy się co dalej.
- Skoro tak uważasz.
Później rozmawialiśmy już tylko na błache tematy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz